Zastanówmy się kiedy powinniśmy zacząć mówić w języku obcym i co wpływa na to, czy będzie to łatwe czy nie. Bo przecież jasne jest, że aby opanować język obcy, musisz w pewnym momencie zacząć go używać w mowie.
Kiedy wyjechałam na mojego pierwszego Erasmusa do Wilna, uczyłam się angielskiego już kilka lat, ze średnią skutecznością. Dopiero podczas mojego wyjazdu odważyłam się (bo musiałam) go używać. Z kolei kiedy przeprowadziłam się do Portugalii niemal od razu trafiłam na nauczycielkę, która wymagała od uczniów tego, by mówili po portugalsku od pierwszych zajęć. Różnica w szybkości nauki języka była nie do porównania.
W sposobach nauki języka można wyróżnić dwie szkoły.
Poczekaj, aż będziesz gotowy
Według pierwszej, nieco starszej, powinniśmy zacząć mówić wtedy, gdy jesteśmy na to “gotowi”. Tylko co to znaczy? Czy trzeba poczekać, aż będziemy mieli wystarczający zasób słów i znajomość gramatyki, aby wyrazić się w kompleksowy sposób? Posługując się terminologią Stephena Krashena, proces “przyswajania języka” (z angielskiego “language acquisition”) wymaga czasu – język obcy będzie się tworzył samoistnie, jeśli zapoznasz się z wystarczającą ilością materiału w języku obcym. Analogicznie do tego jak uczą się dzieci.
Problem z tą metodą polega na tym, że większość uczniów poddaje się, zanim rozwinie umiejętność mówienia. Aby utrzymać motywację i kontynuować naukę języka przez dłuższy czas, potrzebujemy dowodów, że to co robimy faktycznie działa. Potrzeba sukcesów, nawet tych najmniejszych. Jeśli będziemy czekać 2 lata aż zaczniemy mówić, istnieje duża obawa, że się poddamy, i przestaniemy się uczyć z przekonania, że nie mamy talentu.
Na pewno znasz kogoś, kto czekał na moment, aż się obudzi pewnego dnia i zacznie po prostu mówić w obcym języku. W większości przypadków taki dzień nigdy nie nadchodzi.
Więc jaką mamy alternatywę?
Mów od pierwszego dnia
Druga szkoła zakłada, że najlepiej jest zacząć mówić jak najwcześniej, czyli nawet od pierwszego dnia nauki. Taka metoda zyskała na popularności w ostatnich 15-20 latach. Jednym z adwokatów tej metody jest Benny Lewis, autor bloga i książki „Fluent in 3 months” (Biegły w trzy miesiące).
Dla jasności, według tej idei chodzi nie o to, aby być mówić bezbłędnie, lecz aby starać się rozmawiać mimo poczucia dyskomfortu i błędów, które są naturalną częścią nauki w każdej dziedzinie.
Według tej szkoły nie czekasz aż “przyswoisz język” tylko wykorzystujesz to, czego nauczyłeś się w sposób świadomy. Trochę tak jak pierwsza jazda na rowerze, kiedy świadomie myślisz w którą stronę skręcić kierownicą i ciągle upadasz.
W praktyce metoda ta zakłada przygotowywanie się do konkretnych rozmów, czyli naukę słów i pełnych zdań, które faktycznie mogą wystąpić w konkretnej sytuacji. Czyli na przykład jeśli interesujesz się gotowaniem, uczysz się słów i wyrażeń takich jak: gotować, garnek, smażyć na patelni itp. Ważne jest to, aby temat nie był dla ciebie nowy, oraz żebyś miał na niego coś do powiedzenia. Następnie idziesz na żywioł i próbujesz rozmawiać o tym przez 1 minutę z native speakerem. Następnie uczysz się na błędach i wydłużasz czas konwersacji do 5 minut, a później do 10 minut. Zanim się obejrzysz jesteś w stanie odbyć rozmowę na temat gotowania.
Kiedy zaczęłam uczyć się portugalskiego, zawsze chodziłam do tej samej piekarni i zamawiałam ten sam chleb – portugalski chleb kukurydziany, czyli broa. Z czasem, kiedy moje słownictwo się poszerzyło, zaczęłam zamawiać inne produkty, aż w końcu mogłam nawet zapytać, jaki chleb jest polecany, a także uciąć sobie krótką pogawędkę ze sprzedawcą. Moją główną motywacją, aby się w końcu odezwać było to, że przejadł mi się ten pierwszy rodzaj chleba. Potrzeba matką wynalazków.
Jeżeli jesteś osobą nieśmiałą i introwertyczną, i na samą myśl o takiej rozmowie paraliżuje Cię lęk, to nie jesteś sam. Istnieje nawet fachowy termin – ksenoglossofobia, który określa lęk przed mówieniem w języku obcym.
Teraz już wiesz o świadomej i nieświadomej nauce, i wiesz że inne parametry takie jak cechy charakteru mogą grać rolę w nauce języka.